Rodzina, dom i bezpieczeństwo
Czasem przychodzi taki czas, w którym nie chce się śmiać i żartować. Są takie tematy, które wymagają od nas powagi, poszanowania, innego podejścia. W dobie wirusa z Wuhan wiele spraw odjeżdża na boczny tor, robiąc miejsce tym naprawdę istotnym. To czas zatrzymania, nim znowu ruszymy szalonym pędem życia – tak… zbyt często donikąd i bez możliwości wciśnięcia „stopu”.
W środę dostałem wiadomość od swojej przyjaciółki (z czasów studenckich ze Szczecina), że jej tata w nocy umarł. Nieraz śmialiśmy się, że mamy rodziców z tego samego rocznika 64′. To wyrywa z normalnego życia. Gapisz się godzinami w sufit i nie wiesz dlaczego, po co?! Co by to miało zmienić? Ale przez te kilka chwil nie umiesz inaczej.
Myśli błądzą, po czym naturalnie wędrują ku swoim najbliższym. Czy wystarczająco dużo czasu spędziłeś z mamą, tatą, bratem? Czy ostatnia rozmowa nie skończyła się głupią sprzeczką? Czy znowu nie powiedziałeś za dużo, czego już żałujesz, a jednocześnie jeszcze nie przejdzie ci przez gardło „przepraszam”. To ostatnie mam za często!
Słowa premiera Wielkiej Brytanii – Borisa Johnsona („każdy straci kogoś z rodziny”) są przerażające. Miejmy nadzieję, że nigdy się nie spełnią. Niech będą grubo nad wymiar! Wydaję mi się jednak, że bagatelizowanie sprawy jest również niebezpieczne, co panikowanie.
Przyznam się szczerze, że niespecjalnie robiły na mnie wrażenia liczby zakażonych, zgonów. To było daleko… w Chinach, we Włoszech. Byłem zajęty szukaniem mieszkania. Ceny, z dnia na dzień szalały. Bańka spekulacyjna rosła. Nie wiedziałem, czy lepiej kupić małe mieszkanie w centrum, czy duże na Psim Polu. Żartowałem, że to nie koronawirus tylko „koronadupus”, bo niewielu pociągnął na tamten świat.
Niewielu, a na kogo padnie, na tego bęc. Dopiero wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że za tymi liczbami umarłych stoją konkretni ludzi – czyjś dziadek, czyjaś mama, już mi tak wesoło nie było. W tamtym przypadku był to czyjś ojciec, a teraz może być mój!
Jeśli mamy nie wychodzić z domu – nie wychodźmy. Nie chojrakujmy. Nie stawiajmy na szali życia. Jeśli nie dla siebie, to dla tych, których kochamy. Ja siedzę grzecznie w domu.
Bądźmy rozsądni, zwłaszcza teraz, gdy na światło dzienne powychodzili wszelkiej maści wieszczyciele końca świata, apokalipsy itd. Ludzie głęboko wierzący (i trudno mieć do kogoś pretensje, że wierzy) szczególnie są na to narażeni. Wiara nie może wyłączyć rozumu, bo przecież to Pan Bóg, jeśli chce kogoś ukarać, zabiera mu ów rozum. W Internecie krążą bzdurne filmiki. I naprawdę nie najlepszym sposobem na zaganianie ludzi do kościoła jest stosowanie metody kija czy bata. Przykład nakręconej paniki końcem świata – mógł źle się skończyć dla kogoś z mojej rodziny… bo nie koronawirus, a zawał zakończyłby życie.
Na Onecie (wczoraj) ukazał się przerażający artykuł, zachęcam do lektury. Do teraz trudno się po nim otrząsnąć. Dotyczy on sytuacji umierających ludzi z włoskich szpitali.
Nikt z najbliższych nie może przy nich czuwać do ostatniej chwili. Najbardziej dramatyczna sytuacja to ta, gdy widzi się, jak pacjenci umierają zupełnie sami i błagają o to, by móc pożegnać się z dziećmi i wnukami – podkreśliła w jednym z wywiadów doktor Francesca Cortellaro ze szpitala San Carlo Borromeo w Mediolanie. Lekarka opowiedziała, że jedna z jej starszych pacjentek zdążyła pożegnać się ze swym wnukiem dzięki temu, że zorganizowała połączenie wideo przez swój telefon komórkowy.
Nikt nie chciałby takiej śmierci. Brakuje słów, łzy same cisną się do oczu.
To wymagający i niełatwy czas. Czas naszej odpowiedzialności. Udowodnijmy, że choć raz jesteśmy mądrzejsi przed szkodą. My, polskie społeczeństwo.
Grafiki postu: pixabay. Format Tematów Poważnych #2
Póki ciebie coś nie dotknie, to często jest to zbyt obok i nie jest tak wysokiej wagi. Szkoda. Naprawdę wielu ludzi jeszcze tego nie rozumie, dlaczego ma zostać w domu w tym niestety moja współlokatorka, która myśli, że rząd chce ją uziemić. Brak słów. Akurat jak za naszym rządem nie jestem, tak cieszę się, że nie bagatelizuje tej sprawy i działa wcześnie. Nawet jeżeli to właśnie moje miejsce pracy zostało zamknięte z powodu ryzyka. Rozumiem dlaczego. Największy szacunek dla lekarzy. Mamy ich za mało, a teraz to na nich leży odpowiedzialność. Mam nadzieję, że nie będzie tak jak we Włoszech… Czytaj więcej »