Rodzina, dom i bezpieczeństwo. Rok później

RODZINA, DOM, BEZPIECZEŃSTWO – ROK PÓŹNIEJ!

 

            Czas zmienia perspektywę, uczy nas pogody i oswaja. To nic odkrywczego, ale tak już jest. Rok temu napisałem wpis około covidowy – „Rodzina, dom i bezpieczeństwo”. I myślę, że warto powrócić do tematu na nowo, mądrzejszym o ten niełatwy, z całą pewnością, czas.    

Czasem przychodzi taki czas, w którym nie chce się śmiać i żartować. Są takie tematy, które wymagają od nas powagi, poszanowania, innego podejścia. W dobie wirusa z Wuhan wiele spraw odjeżdża na boczny tor, robiąc miejsce tym naprawdę istotnym. To czas zatrzymania, nim znowu ruszymy szalonym pędem życia – tak… zbyt często donikąd i bez możliwości wciśnięcia „stopu”.

Nie chciało mi się wtedy ani śmiać ani żartować. To wymagało poszanowania i powagi, dałem to od siebie. Wiele z tematów odjechało w moim życiu na boczny tor, zupełnie naturalnie. Przyszło nam się zmierzyć z czymś nieznanym, z czymś, co zabijało. Nie chciałem narażać innych. Skrupulatnie stosowałem się do wszystkich wytycznych. Wizyty w sklepach ograniczyłem do minimum. Nie naigrywałem się z koronawirusa.  

W środę dostałem wiadomość od swojej przyjaciółki (z czasów studenckich ze Szczecina), że jej tata w nocy umarł. Nieraz śmialiśmy się, że mamy rodziców z tego samego rocznika 64′. To wyrywa z normalnego życia. Gapisz się godzinami w sufit i nie wiesz dlaczego, po co?! Co by to miało zmienić? Ale przez te kilka chwil nie umiesz inaczej.

Myśli błądzą, po czym naturalnie wędrują ku swoim najbliższym. Czy wystarczająco dużo czasu spędziłeś z mamą, tatą, bratem? Czy ostatnia rozmowa nie skończyła się głupią sprzeczką? Czy znowu nie powiedziałeś za dużo, czego już żałujesz, a jednocześnie jeszcze nie przejdzie ci przez gardło „przepraszam”. To ostatnie mam za często!

Chciałbym powiedzieć, że poprawiło się u mnie z mówieniem „przepraszam”, ale wciąż wymaga to ode mnie tytanicznej pracy nad sobą. Chociaż może ciut, ciut jest lepiej. Pamiętam, jak bardzo ta wiadomość mną wstrząsnęła. Czasem życie dostarcza momentów – tych kilka chwil – wyrwania z normalnego funkcjonowania. Potem następuje oswojenie i czy chcesz, czy nie chcesz The Show Must Go On, bez względu na wszystko…    

Słowa premiera Wielkiej Brytanii – Borisa Johnsona („każdy straci kogoś z rodziny”) są przerażające. Miejmy nadzieję, że nigdy się nie spełnią. Niech będą grubo nad wymiar! Wydaję mi się jednak, że bagatelizowanie sprawy jest również niebezpieczne, co panikowanie.    

Właściwie mogę zgodzić się ze sobą. Każda skrajność w podejściu do wirusa z Wuhan była równie niebezpieczna. Ale czy na tamten moment (marzec 2020 r.) nie popadać w nie udawało się ot tak, skoro nawet dzisiaj rządzą nami te skrajności, w miejsce zdrowego rozsądku. Słowa Borisa Johnsona, na szczęście, nie spełniły się w ich najczarniejszej wizji.

Przyznam się szczerze, że niespecjalnie robiły na mnie wrażenia liczby zakażonych, zgonów. To było daleko… w Chinach, we Włoszech. Byłem zajęty szukaniem mieszkania. Ceny, z dnia na dzień szalały. Bańka spekulacyjna rosła. Nie wiedziałem, czy lepiej kupić małe mieszkanie w centrum, czy duże na Psim Polu. Żartowałem, że to nie koronawirus tylko „koronadupus”, bo niewielu pociągnął na tamten świat.

Niewielu, a na kogo padnie, na tego bęc. Dopiero wtedy, gdy uświadomiłem sobie, że za tymi liczbami umarłych stoją konkretni ludzi – czyjś dziadek, czyjaś mama, już mi tak wesoło nie było. W tamtym przypadku był to czyjś ojciec, a teraz może być mój!

W marcu 2020 r. szczególnie dramatyczną walkę z koronawirusem stoczyła Italia. Ten wątek pojawia się później we wpisie, więc póki co go zostawiam. Dla mnie początek roku był w sumie śmiesznym czasem, ponieważ szukałem wtedy mieszkania, a covid 19 powoli, powoli wypełzał z Chin. I de facto w marcu te wymarzone mieszkanie znalazłem, jednak nie na Psim Polu, ale w centrum Wrocławia. I przed samym podpisaniem umowy się wycofałem. I uchroniłem się przed największym życiowym błędem. Wrocław, naprawdę, Marku?! Przecież Ty nigdy nie lubiłeś tego miasta, a od zawsze chciałeś mieszkać w Warszawie. No i Praga Południe mnie wezwała do siebie 😉. Życie jest dziwne, wydaje Ci się, że Ty nim kierujesz, a to jednak gówno prawda.

Po roku szczególnie łatwo przychodzi nazywanie koronawirusa koronadupusem (nazwa zastrzeżona 😉), ale zasada na kogo padnie, na tego bęc wciąż działa.

Jeśli mamy nie wychodzić z domu – nie wychodźmy. Nie chojrakujmy. Nie stawiajmy na szali życia. Jeśli nie dla siebie, to dla tych, których kochamy. Ja siedzę grzecznie w domu.

Bądźmy rozsądni, zwłaszcza teraz, gdy na światło dzienne powychodzili wszelkiej maści wieszczyciele końca świata, apokalipsy itd. Ludzie głęboko wierzący (i trudno mieć do kogoś pretensje, że wierzy) szczególnie są na to narażeni. Wiara nie może wyłączyć rozumu, bo przecież to Pan Bóg, jeśli chce kogoś ukarać, zabiera mu ów rozum. W Internecie krążą bzdurne filmiki. I naprawdę nie najlepszym sposobem na zaganianie ludzi do kościoła jest stosowanie metody kija czy bata. Przykład nakręconej paniki końcem świata – mógł źle się skończyć dla kogoś z mojej rodziny… bo nie koronawirus, a zawał zakończyłby życie.

Dzisiaj niewychodzenie z domu może wydawać się śmieszne, ale taka była potrzeba chwili. Ci, którzy to robili, robili to z miłości do swoich najbliższych.

Niektórzy księża (jacyś inni nawiedzeni też, ale nie o nich się rozchodzi) bardzo świadomie wykorzystali pandemię do podkręcania lęków i szerzenia swoich teorii o końcu swiata, paruzji, aby zagonić głupie owieczki do kościoła. Nie tędy droga, panowie! Oj, nie tędy!

Na Onecie (wczoraj) ukazał się przerażający artykuł, zachęcam do lektury. Do teraz trudno się po nim otrząsnąć. Dotyczy on sytuacji umierających ludzi z włoskich szpitali.  

Nikt z najbliższych nie może przy nich czuwać do ostatniej chwili. Najbardziej dramatyczna sytuacja to ta, gdy widzi się, jak pacjenci umierają zupełnie sami i błagają o to, by móc pożegnać się z dziećmi i wnukami – podkreśliła w jednym z wywiadów doktor Francesca Cortellaro ze szpitala San Carlo Borromeo w Mediolanie. Lekarka opowiedziała, że jedna z jej starszych pacjentek zdążyła pożegnać się ze swym wnukiem dzięki temu, że zorganizowała połączenie wideo przez swój telefon komórkowy.

Nikt nie chciałby takiej śmierci. Brakuje słów, łzy same cisną się do oczu.

Koronasceptycy mogą zaprzeczać koronawirusowi, proszę bardzo. To nie jest mój cyrk i to nie są moje małpy. To, co miało miejsce w marcu 2020 r. we włoskich szpitalach chwyta za serce. Zarówno wtedy jak i dziś. Tu nic się nie zmieniło. Rozegrał się dramat, nie na teatralnej scenie, a w prawdziwym życiu. Straszny i okropny… i to, że Polska uniknęła podobnego obrotu spraw, zawdzięczamy tym wszystkim obostrzeniom i wyrzeczeniom, to było cholernie warto!

To wymagający i niełatwy czas. Czas naszej odpowiedzialności. Udowodnijmy, że choć raz jesteśmy mądrzejsi przed szkodą. My, polskie społeczeństwo.   

Pokonaliśmy ten niełatwy i wymagający czas, przed nami kolejne wyzwania. Wydaje się, że wszystko idzie już w dobrym kierunku…     

                      

grafika wyróżniająca postu © by Bywalec Życia, grafika bazowa – Pixabay, format tematów poważnych #5

Yhm... to może nie być głupi pomysł?!

Aby dołączysz do grona subskrybentów Bywalca Życia. I Otrzymywać powiadomienia o nowych konkursach, wpisach i wielu innych akcjach.

Wyrażam zgodę na przekazanie moich danych osobowych do MailChimp ( więcej informacji )

Trzy żelazne zasady Bywalca Życia. Zero spamu. Bezpieczeństwo adresu e-mail. Możliwość wypisania się z listy subskrybentów w każdej chwili.

Subskrybuj
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Najnowsze
Najstarsze Najlepsze
Inline Feedbacks
View all comments
TosiMama
TosiMama
20 lipca 2021 06:28

Trudno powiedzieć czy wszystko idzie w dobrym kierunku. Boję się, że trochę za szybko zaczęliśmy żyć pełną piersią i po wakacjach będziemy odczuwać tego konsekwencje.

Kasia
11 maja 2021 22:41

Mam nadzieję, że w 2022 koronawirus będzie już tylko wspomnieniem, chociaż rozsądek podpowiada mi, że to nie będzie takie proste…