„Przygody Merlina” są świetnym serialem fantastycznym (mimo wszystko i w odniesieniu nawet do dzisiejszych czasów)! Przez 5 sezonów śledziliśmy pokrętne losy magów i władców, którzy przechodzili zaskakujące metamorfozy. Dla wielu serial znany jest głównie z anteny Polsatu, a od niedawna dostępny również na platformie Netflix.
Merlin (Colin Morgan), jako młody czarodziej, przybywa do Camelotu. Królestwem rządzi bezwzględny Uther Pendragon (Anthony Head), który wypowiedział wojnę magii. Merlin, chcąc wypełnić pradawną przepowiednię, musi chronić następcę tronu – księcia Artura (Bradley James), aby ten mógł w przyszłości zjednoczyć ziemie Brytanii i na nowo przywrócić ład i sprawiedliwość.
Opinia może zawierać nieznaczne spoilery, ale żadne z nich nie zdradzają rozwiązania głównej osi fabuły, ani tym bardziej nie powinny zepsuć dobrej zabawy z oglądania serialu.
Produkcję BBC ONE widziałem już kilka lat temu na Polsacie, ale wówczas nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Już po obejrzeniu jednego odcinka (to nie był tzw. pilot), postanowiłem zaprzestać dalszego oglądania. I dokładnie mogę wymienić tego powody:
1. Główny bohater nie był wielkim magiem, a jego czyny nie były doceniane (bo wiecie, to były czasy Harry Pottera, a jak Harry to – ty jesteś tym Harrym?).
2. Efekty specjalne były bardzo marne.
3. Infantylność i zbyt łatwe rozwiązania fabularne przyprawiały mnie o dreszcze.
Z czasem moje podejście uległo zmianie. I chyba zrozumiałem, że niekoniecznie to wielkie, o czym najgłośniej krzyczą. I zapoznanie się na nowo z przygodami czarodzieja, który odbiega od tych stereotypów, było całkiem dobrym pomysłem. Słabe efekty specjalne i infantylne kończenie wątków tym razem byłem w stanie wybaczyć, ponieważ niepodziewanie polubiłem tę historię i ich bohaterów, a to więcej niż potrzeba.
Merlina poznajemy jako młodego czarodzieja, który musi ukrywać swoje zdolności przed światem, a jednocześnie tak się nimi posługiwać, aby ratować z opałów księcia Artura. Oczywiście, Artur Pendragon nie zdaje sobie z tego sprawy, a Merlina ma za zwyczajnego sługę. I tak mniej więcej wygląda fabuła wszystkich 5 sezonów. Z odcinka na odcinek oczekujemy wyjścia prawdy na jaw, ale nigdy to nie następuje, nawet gdy wydaje się, że Artur już powinien domyślić się, że Merlin uratował mu życie za pomocą magii. Fabuła każdego poszczególnego odcinka raczej jest zamknięta i oparta na jednym powracającym jak mantra schemacie. Złośliwi twierdzą, że nasi bohaterowie w każdym jednym odcinku muszą szukać czegoś w lesie. I faktycznie coś w tym jest, bo taki jest schemat większości odcinków.

Serial z każdym kolejnym sezonem staje się coraz lepszy. I to pod każdym względem, chociażby technologicznym, co niewątpliwie wpływa na komfort oglądania. Bardziej zaawansowane efekty specjalne po prostu cieszą, ponieważ uwiarygadniają całą historię i nie ma się wrażenia, że smok wygląda jak ten z Wiedźmina i jest jakimś marnym wytworem komputerowym. Jednak musimy pamiętać, że „Przygody Merlina” są produkcją telewizyjną, co wiąże się z małym budżetem i szukaniem oszczędności, które są widoczne na ekranie. Mimo tego, powstał bardzo dobry serial! A więc da się!
Najbardziej zagadkową i nieoczywistą postacią „Przygód Merlina” jest Lady Morgana (Katie McGrath), o której nie mogłem nie wspomnieć. Dobra czy zła? Może i taka i taka?
Lady Morgana jest wychowanką samego króla Uthera Pendragona, którego choć szanuje to po wielokroć się z nim nie zgadza. W pierwszym sezonie pozostaje na drugim planie, choć już poznajemy jej mocny zarys. I do końca będziemy wierzyć i chcieli, żeby – wydaje się chwilowa przemiana – nie dokonała się w pełni. Że to chwilowe zabłądzenie, że Lady Morgana taka nie jest. Jej historia pokazuje, jak łatwo można z jasnej strony przejść na ciemną. A może wprost przeciwnie? Jedno jest pewne, takie „czarne charaktery” wzbudzają największe emocje u widzów.
W tym serialu nie wszystko gra, a mimo tego jest rewelacyjny. Świetnie wykorzystuje legendy arturiańskie, raczy nas znakomitym poczuciem humoru i zabiera nas w niesamowitą przygodę, która z sezonu na sezon staje się coraz mroczniejsza. Polecam, bo warto poznać ten świat i jego bohaterów!
Na Mnie produkcja nie zrobiła wrażenia – mówię to z perspektywy pełnego przeglądu całości serialu. Cały czas łudziłem się, że serial zmieni formułę. Zdarzenia fabularne zaczną przedstawiać inaczej, a serial wyjdzie poza ramy tego, że Merlina przedstawia się w roli pachołka do rozstawiania. Tym bardziej nie spodobał mi się jego koniec, gdy pojawił się na współczesnej ulicy w roli bezdomnego. Tak jak to ująłeś – tak mniej więcej wygląda fabuła wszystkich 5 sezonów – jak mocno pragnąłem, by uległo to zmianie. Nawet nie przeszkadzało mi, że prawda nie wyszła na jaw. Serial padł ofiarą powtarzalności, to prawda. Nie mam wrażenia,… Czytaj więcej »